sobota, 28 czerwca 2014

Wesoły autobus z MSW

No myślałem, że o czym, jak o czym, ale kreskówek nie będę tutaj analizować. Po rozmowie z przyjacielem, który skłonił mnie do odrobienia zaległości w ostatnich aferach obejrzałem poniższy spot i... powiem Wam, że przeraża mnie percepcja współczesnego homounijniaka.
Zobaczcie sami, a konkretna analiza leci dalej:

KLIKAMY W TO BY ZOBACZYĆ FILMIK :(















MSW powinno się chyba zacząć liczyć z ograniczoną poczytalnością wśród jego decydentów, co do percepcji i budowania przesłania w produkcjach filmowych, które sami wewnętrznie akceptują.
Agencja może nawet najlepszy brief zinterpretować po swojemu, kwestia, czy takowy w ogóle w pełni tu powstał. To Klient finalnie wybiera i "poleruje" pomysł z rzeczonym specjalistą reklamowym i warto o tym pamiętać podczas wnikliwej oceny danej produkcji.

Jeżeli Autobus miał wzbudzić dyskusję, to point taken.
Jeżeli miał przekazać message o tym, że tylko nowe jest dobre dla dziecka, to wyszło to groteskowo, odwrotnie i strasznie.

Poprawnie bohaterem powinien być tutaj kierowca cwaniak podbijający kartę wozu, pomimo odpadających kół na przeglądzie w trupie jakim jest jego bus, a nie zpersonifikowany autobusik z podbitym oczkiem i złamaną wycieraczką, szukający spokojnej przystani, ciepłego słowa, wsparcia u jego najbliższych, w tym jego podróżników.
Scena z dziećmi, gdzie na koniec jedno pada na ryj, dosłownie tak, pada trupem, wygląda, jak puszczenie oka do strasznych cartoon'ów p.t. Happy tree friends. Pozostałe dzieci rzewnie beczą kiedy okazuje się, że pod płachtą, czyha - uśmiechając się ciepło w nadziei na miłość - stary poobijany przez życie autobusik.

Tak, to nie jest stary rzęch, plujący smarem, buchający tabunem z rury, ziejący ogniem grozy wraz z cwaniakiem kierowcą.

Ta kreskówka edukacyjna alegorycznie odmalowała postać człowieka samotnego, wyjętego poza nawias społeczeństwa. Ktoś może to odnieść do siebie, jako emeryta pozostawionego przez państwo na pastwę losu. Ktoś inny poczuje się jak odludek w masie korpoludków tłukących te same cegiełki, których on sam już dłużej nosić nie jest w stanie. Każdy dopasuje to pod swoje żale, zawody, ciemne sytuacje w życiu, ale nie do cholery, jako memento przed puszczaniem pędraków starymi gratami do szkoły lub na wakacje!

To jest bubel kontentowy wzbudzający odwrotne odczucia niż zamierzono. Ludzie obecnie płaczą za tym biednym autkiem, które na koniec pani nauczycielka, czy lepsza biurwa z UE niszczy na złomowisku bo nie spełnia norm, zarządzeń, wymogów, bądź nowa generacja bezdusznych ludzi go już nie chce, bo stary, niemodny.

Zaś prasa niszcząca auta w scenie końcowej na złomowisku, to zapowiedź Piły VIII ponownie w manierze horror kreskówki z serii Happy Tree Friends. Motylek, kruchy, delikatny, pozytywny i wrażliwy, jak sam autobus na uczucia innych, symbol budzącego się życia wyłącza w ostatniej chwili miażdżącą prasę, ale wspomniana już biurwa ze sztucznym uśmiechem uruchamia maszynę i po sekundzie nasz biedny bohater wyjeżdża skompaktowany do jednego klocka ze zwisającym oczkiem. Kto to odbiera inaczej miał chyba mocno nieudane dzieciństwo.

Na koniec muzyka, dźwięk, bo to on dodaje zawsze 40% swojej pikanterii - tutaj melancholijna, chwytająca za serce od samego początku, wskazująca, kto jest niewinną ofiarą innych. Bardzo też ładna w swoim wyrazie - props dla music composer'a.


EFEKTY tego dzieła:
Awereness dla agencji powstał zapewne silny, czy "fejm" będzie równie pozytywny w skutkach tego bym się już bardziej obawiał, chyba, że ktoś był bardziej naiwny ode mnie, wierząc, że zawsze zasada byle jak, ale byle by mówili się sprawdza. Klient nie musi być ekspertem od budowania przekazu, stąd powierza to specjalistom od PRu, reklamy.

Drugi efekt w postaci przyjętej intencji przekazu MSW wypada dokładnie odwrotnie.


A może to nasz świat stał się tak nieludzki, że sam nie umie już dłużej intepretować swoich zdrowych, głębszych odczuć(?). Płytko się to wszystko buduje, aż boli.

środa, 25 czerwca 2014

Obey you bitch!

Stale zastanawiam się, czemu obraz dzisiejszych czasów nie przypomina klasycznych wartości wchłanianych łapczywie w dzieciństwie. Szeregi kolejnych fanów nowego, giną w odkrywaniu prawd szorstkich, ujarzmiających pragnienia wyskoczenia części myślących ponad nieboskłon.

Wszystko tonie w marketignowej iluzji. Bullshit sprzedajemy codziennie, bo boimy się powiedzieć, że szarość ma tylko zmienny gradient. Ułuda pragnienia sprowokowała fałsz, który gonimy teraz wszystkimi kanałami komunikacji globalnej. Tak to jest wioska, obdarta z resztek synonimów kultury, babrze się w sukach chętnych na pchnięcie w klubowym cwale. Każdy lubi cipkę, ale czy trzeba trawestować to na prawo i lewo, fundując sobie płytkie napięcia. Miłość zeszmacona szybkim, praktycznym podejściem do życia. Myli się ten, kto sądzi, że to właśnie te czasy są tylko takie ble. Zagubiona kobieta potrzebuje samca. Rządna władzy suka potrzebuje trutnia na pożarcie. Gruby, grubej itd. z przekładańcami.

Ludzie trawią mnóstwo pracy na narzędzia do sprzedawania giga ilości towarów za mega okazje. 90% to innowacja na poziomie opakowania, estetyki perwersyjnej, obsesyjnej odpowiedzi na pytanie z cyklu: Jak wyglądam, a nie co robię qzwa ze swoim płytkim żywotem, jak go modeluję, koryguję, rozwijam - że co?!

Podróżując odczuwam tęsknotę za moim miejscem, za krajem, za pięknem jego widoku, ciekawych kobiet, ludzi młodych wschodzących na zupełnie innej ziemi. Obojętnie przyglądam się falom rodzin, z pełzakami pełnymi kupy w pieluchach, na spacerach, w galeriach, w pracy, w samochodzie, w domu, no w ekstazie powiększania bazy homo sapiens do dętych 6 mld robaków wijących się w mniej lub bardziej wysmakowanej konsumpcji.

Ludzie są chyba do niczego. Ktoś zrozumiał, że ten gatunek jest zepsuty wewnętrznie i zwichnięty, a perspektywa patrzenia na problem życia, kraju, natury, kontynentu, świata, wszechświata zamyka się w jego czterech literach, drżących o spłatę kredytu. Zasuwaj & drżyj, bo wtedy nie kombinujesz. Obey you bitch!

A zadrzyjcie głowy do góry - co tam widzicie?
Chmurki? A co dalej? A to panie galaktyka gna z prędkością światła, a wiesz co to znaczy?
Wszyscy gnamy!, tak ja gnam dzisiaj w pracy, oni do pracy, tamci do wojny, reszta po Ziemi, a gwiazdy po galaktykach, komety w przelocie tną oceany planet - słowem wir w wirze, wirem pogania - tak to odkrywa fizyka kwantowa, fizyka mikro skali, atomów. Tak właśnie działa nasz świat - serią fraktali/spirali się rozwija. Nie liniowo, nie po skosie, nie ładuje zza węgła tylko rozbija się na coraz mniejsze wiry. To oznacza Drogi Czytelniku, że do tego zdania przeleciałeś na kuli ziemskiej w galaktyce 10 000km i nawet nie podskoczyłeś. Pomyśl ile w tym czasie komórek padło Ci trupem, a nowych powstało... dziesiątki tysięcy. A Ty wciąż w jednej masie idziesz na Mac'a rozpromieniony. Został już tylko promil Ciebie z początku istnienia, reszta to kopia, której już i tak w tym wierszu w tej pełnej postaci nie ma! Oto fenomen utrzymania się naszego świata w formie, scalania przez naturę jednego układu, organizmu, procesów. Nie myśl, że kiedyś było inaczej bo to konstrukcja słowna, dynamicznie rysująca skalę i nic więcej. Zawsze jest zmiennie, więc zamiast trwać w tym szale przyspieszenia pseudo-kulturowego warto odkurzyć faktyczne pojęcie o życiu i pędu właściwego mu nadać. Uchylić przyłbicę, popatrzeć inaczej, przebić się mentalnie do innych światów, inną technologią podejść do problemów podróży, powstałą na innych, nierealnych obecnie założeniach w mentalności naszej nauki XXI wieku nie objętych, która obecnie otwarta jest na nowe, jak bogacz na dzielenie się majątkiem. Nauka na przełomie XIX-XX wieku to było gigantyczne otwarcie się na wszelkie nowe. Teraz wszystko zamykają granice dawnych, jakże starych teorii.

Wystarczy aby te średnie 2-3% ludzi wybitnych zwiększyć do ok. 10% i poszłoby się z prawdziwym postępem na sztandarach, bo ów trzon odpowiednio wysterowałby bierną masę, kopiującą obecnie dęte szablony "optymalnych" bytów ludzkich. Fajnie jest posiadać dobra, ale życie skupione wyłącznie na tym świadczy tylko płytko o Tobie, lub o tym, że się często gubisz w tej plątaninie skrywanych pragnień.

Chyba, że nasze DNA, dzięki Stwórcy lub swoim mechanicznym ograniczeniom nie przeskoczy atawizmów: gromadzić, zdobywać, więcej, pochłaniać, walczyć, rozmnażać się - bo tak! Wspólnie można niebywale więcej, poczynając od luzu na konstruktywną krytykę bo celem jest wypracować lepszą wartość. Zatem luz na autko jakie mam, bo to szmelc na benzynę, z logiem X, a nie Y..luz na inne zabawki.

Nadal jednak obserwując, to co się dzieje w promieniu dalszym niż telewizor, internet, dzielnica, miasto dochodzi się do cichego wniosku, iż ludzie chyba są ciut spartoleni montażowo, zapętleni celowo aby nie mogli podskoczyć wyżej, zagrozić swoją mądrością, przenosić zdobytej wiedzy na kolejne pokolenia w genach. To okrutna kara taki brak wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie, by dać postęp geometryczny, zamiast tego ciągle od nowa kłótnie, kopulacje, wojenki, pertraktacje, ból i poczucie bezsensu na stosie pytań o cel. Za'loop'owany gatunek hodowlany w matrixie przestrzeni stawia sobie sztuczne mile stone'y.

Świat bez alternatywy się nam kończy Panie Balcerek- no bujaj, bujaj..stąd!

wtorek, 24 czerwca 2014

Wątpliwy bilans energetyczny.

Człowiek jako maszyna to podejście nader często modnie praktykowane na naszym łez padole. Założenie, że trawimy swoje życie wysterowani zasadami skupionymi wokół jednej płaszczyzny ekonomiczno-bytowej, pozostaje nadal wspaniale aktualne. Funkcjonujemy, jak roboty i wszyscy zdają się dopingować nas w tej misji cybernetyzacji kierunków myślenia, bawienia się granicami zachowań multitask.
Niestety nie jesteśmy ani tak dokładni, ani tak skupieni na jednym zadaniu, nie mówiąc o ograniczonej pojemności pamięci chwilowej.
Kiedy popadamy w dniu danym, nie daj Boże w tygodniu całym na zapaść na sprawności procesowej, zwalamy to na pogodę, na szefa, na przeciągające się negocjacje, czy też na nie spełnione pragnienia awansu społecznego.
To błąd.
Człowiek funkcjonuje wybitnie energetycznie - pobiera oddaje nieliniowo, nieregularnie.
Na prostym przykładzie należy przyjąć, że miłość to skok na sinusoidzie życia emocjonalnego w górę, a potem w dół z racji napięcia, łechczącego, ale zawsze ciut obciążającego, a potem in plus w erupcji masy uczuć, wyrazów i czynów.
Sztuką nie jest sukces bycia liderem, sztuka trwania to recyrkulacja energii w sobie, tak by nie bać się zapaści, by wiedzieć gdzie jest światełko - świadomość, że obciążenie trzeba adekwatnie do proporcji 1:1 zniwelować pozytywnym działaniem. Takie dywagacje stanowią drobne uproszczenie by oddać ideę postulowanej tutaj formuły życia. Stąd nie zawsze zadziała to na zasadzie, dałam jemu kosza ze łzami w oczach, to teraz skopię ogródek i zasadzę lilijki aby stworzyć sobie miły i piękny widoczek dla odreagowania. Jasne, że to było śmieszne porównanie, ale bardziej chodzi nam o zbliżony walor emocjonalny podjętej kontrakcji.
Moment.
Ale to też sterowanie ludzkim robotem, czarne białe, ying-yang.
Fakt.
Balansować sobie w sposób nieświadomy własne poczyniania tak, by umysł nie alokował danej kontrakcji jako sztucznie wygenerowanej jest wielce trudno. Oczekiwać, że wpasowanie przyjętej akcji w otoczenie, w odpowiednim momencie przyniesie "nie planowaną" ulgę z zewnątrz obarczone jest dużym stopniem ryzyka, czy naiwności.
Co pozostaje?

Rozłożenie "flow" w czasie.
Kiedy dramatyczny układ dwojga doprowadzi Cię na granicę wskazówki możesz zejść na poszukiwanie życia oscylującego na niewielkich skokach aby wytłumić "system". Bardzo silna amplituda przez miesiąc, da energetycznie konieczność niskiej niemal stałej linii spokoju przez rok. Żyjemy w wymiarze czasu vs ładunek energetyczny i to też trzeba przeliczyć by zrozumieć czemu nagle nasz wspaniały organizm się zbuntował.

Bierzmy pod uwagę fakt, że wszechświat, nasz świat rozwija się nie liniowo, a spiralnie, czyli pędzi po pętli, pętlach, tworząc odgałęzienia i coraz mniejsze spirale, wiry. Matematycznie nasze życie w tych schemacie nie znajduje mądrego programu do wyliczenia jego trajektorii.

Popatrz na drzewo, jak jego skraje graniczne - korona (plus) / korzenie (minus) - rozgałęzia się coraz drobniej, gęściej, aż do styku z przestrzenią (często oddając zastanawiająca symetrię - balans!). Patrząc na odwrót drzewo wbija się w ten sposób w teoretycznie puste pole swoimi listeczkami. Jego częsta regularność kształtu wynika z trybu życia jaki prowadzi- jedno miejsce, podobne amplitudy w skali dziesiątek, a nie kilku lat.
Idę o zakład, że gdyby narzucić nasz tryb życia, to finalna struktura miłego krzaczka po kilku latach skłaniała by przechodniów do uciekania w popłochu przed wyłaniającą się mocno nieregularną kreaturą.

Naszą psychikę wystawiamy wielokroć na ciągłe zmiany, fundowane jej przez raporty z otoczenia sporządzane naszymi zmysłami. Oczekujemy, że zawsze bez opóźnień będzie się adaptować, a niestety, co widać po zdarzeniach traumatycznych często zajmuje jej to miesiące - może jest to mechanizm neutralizacji, który ma nas ratować przed odlotem w niebyt od nagłego uderzenia i stąd reakcja układu duszy ma tak stopniowy przyrost impulsu, poczynając od początkowego otumanienia (full pause action)- od momentu zdania sobie sprawy z faktu... odejścia kogoś nam tak bliskiego.

Szaleństwo prawdziwej miłości przeżywanej i ciałem i duchem nosi wszelkie znamiona świata fraktalnego. Gdzie ideały, odczucia torują masę nowych wirów, w jednych ginąc, a w innych rozbudowując się stale, modelując.

Jestem przekonany, że naszą psychikę blokują - przez nasze notoryczne jej nie zgłębianie i leczenie jej naturalnych objawów - reguły fizyczne, wymiary świata, w którym żyjemy. Zatem ona nie do końca należy do tego li tylko tego wymiaru. Po pierwsze świat ten, a mocno nasz organizm działa na zasadzie optymalizacji zużywanej energii, zawsze dążąc do potrzebnego minimum (przecież nie wali Ci serce gdy nie biegasz). Dodatkowo wydarzenia wokół nas nie mają czytelnej szeregowej - przyczynowo > skutkowej - charakterystyki (jak usilnie mami się tym nas w filmach), a równoległą w czasie, łapiącą się na jednej platformie, acz często z różnych zakresów tematycznych. Dodatkowo każdy temat rozwija się - jak zaznaczyłem uprzednio - w manierze spiralnej, rozgałęzionej, co znacznie pogłębia problematykę śledzenia skutku/patternu rozwijania się danej akcji.

Najprościej zwizualizować to na przykładzie starego materaca ze spiralnymi sprężynami, gdzie niektóre z nich zdeformowały się, połamały i zapadły (przyjmijmy, że to energia ujemna, wciągająca, zasysająca, negatywna), inne zaś wyskakują z przetartego materiału tej niepłaskiej powierzchni, oddając tym samym dodatnią energię do przestrzeni. Gorzej, że druty > stelaż, który spaja całe to towarzystwo tu i tam został już mocno nadwyrężony i przejawia mocno nieregularne zachowania zależnie od tego gdzie go naciśniemy. Oto idylliczne ujęcie naszej matrycy życia fizycznego, w którą wmiksowana jest psychika, napotykająca czasem równolegle na swojej drodze dziesięć różnie zapadniętych sprężyn i dwie wystrzelone w górę. Nie dość, że musi je przełożyć sobie racjonalnie w czterech wymiarach, zsynchronizować, zaadoptować by walec czasu, przepraszam materac, efektywnie zrolować dalej, to wymagamy od niej aby była wiecznie brave, heroic itp. banały z amerykańskiego podręcznika dla fanów budowania potęgo swojego mega-ego.

Żeby zarządzać energią duszy, aby szła po linie nie lecąc na złamanie karku, musimy patrzeć na wiry sytuacyjne, które nas wciągają i/lub wypuszczą na dzień, czy bezkresną noc i zależnie od tego poszukiwać pozytywnie zakręconych spirali zdarzeń, ludzi, przedmiotów, słowem doznań dla zmysłów, które pozwolą naszemu duchowi balansować, bez przeciągania nadmiernego, zbyt długiego w jedną lub drugą stronę.

Pamiętajmy, że jako silnie złożony układ dążymy do balansu, który nigdy nie zaistnieje nawet na chwilę. Zatem plusy muszą równoważyć się z minusami, w odpowiednich okresach czasu. Rozumiemy się? To powodzenia ;)